Wiatr
się trochę uspokoił, deszcz przestał padać. Przyjaźnie mruga
płomień świecy.
Lubię
ten czas, kiedy nigdzie się nie spieszę,nikt niczego ode mnie nie
chce.Przymykam oczy i pozwalam swobodnie płynąc myślom.
Cisza otula mnie jak miękki puszysty koc.Jeszcze czuję zapach pierniczków ( piekłam je dzisiaj dla Julii na kiermasz szkolny). W tygodniu zabiorę się za pierniczki dla nas. A kiedy przyjdzie czas zawiesimy je na świerkowych gałązkach...
no narejszcie:) bo czekałam, czekałam i znowu bakcyla zasiałam hyh, cieszę się że się przeniosłaś tu:) witaj na nowych śmietkach:)
OdpowiedzUsuńno przesz nie było mi źle;)
OdpowiedzUsuńWitaj znowu w blogowym świecie :)
OdpowiedzUsuńZapach pierniczków pieczonych w domu, z mamą... bezcenny. Wiesz, jak wykreować nastrój Świąt i domowej bliskości :)
Pozdrawiam grudniowo!